Jutro wyjazd. Wrocław, Berlin, Kair, Mansura i chyba milion światów pomiędzy tymi miastami. Jutro wyjazd, a tak naprawdę to za 5,5 godziny. Na podłodze leży mój bagaż rozłożony na czynniki pierwsze. Ale ja zamist się pakować znowu bezradnie siedzę na podłodze i gapię się w ścianę. No i wizualizuję sobie ten Egipt.
Co mnie czeka? Świeżo wyciskany, pyszny sok z owoców i orzechy nerkowca za grosze, czy też sraczka na miły początek pobytu (ślicznie zeufemizowana w polskich przewodnikach turystycznych do "klątwy faraona" ;])? Urocza plaża z białym piaskiem i kąpiele w morzu czerwonym (szumne zapowiedzi zaczerpnięte z maili arabskiego koordynatora) czy ameboza złapana na basenie, która zamieni mi oko w galaretkę? Wyrównam opaleniznę, czy też słońce poparzy mi skórę i będę wyć z bólu twarzą czerwoną wyjatkowo nie od alkoholu (ŻART) ? :) I mogę tak jeszcze długo.
Mówicie, że mam uważać, mam być rozsądna i odpowiedzialna. Nie potrafię inaczej :) Mam wrócić cała i zdrowa. Świetnie, tylko czym, skoro nadal nie mam biletu powrotnego? Mam dziwne wrażenie, że to jedna z drobniejszych luk w przygotowaniach do podróży.:)
Panie i Panowie, Afryka po raz pierwszy!
piątek, 1 sierpnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
No Linda rozrabiako... z arabami ten tego...uważaj, jestem za Palestyną, ale Araby fee.. a tak na poważnie to zdrowia i wracaj szczęśliwa i niesmiertelna..
Prześlij komentarz