środa, 6 sierpnia 2008

Tutaj światła zawsze robią z nocy dzień.

Napisane: 4.08.2008. [4:15 a.m.]

W moim pokoju jest zawsze ciemno. Dzięki temu mogę spać o dowolnej porze. Optymalnie jest między 4 rano, a 4 po południu. Niewielkie okno wychodzi na kwadratowy komin powietrzny- trudno mi wymyślić jakieś zastosowanie dla takiego zabiegu architektonicznego. W każdym razie jest miło, kiedy z naprzeciwka machają do nas egipcjanki (najpierw dwie, potem trzy, a w końcu sześć). Reality show?

Kiedy zbudziłam się rano (5 po południu) słońce nie grzało już tak mocno, czyli dało się wyjść z "apartamentu" (zaiste rewelacyjna nazwa dla tej obskurnej nory z wiatrakiem i zatkanym zlewem). Widziałam już dwie europejsko ubrane kobiety. Ale Abdalla (koordynator wymiany) twierdzi, że noszenie chust na głowach wynika bardziej z mody niż z religijności egipcjanek. Jakby nie było, to na myśl przychodzi mi tylko odniesienie do stada baranów. I nie chodzi o to, że nie lubię egipcjan, wręcz przeciwnie.

Zaczynam dostrzegać ogrom Mansoury. Trzeba przyznać, że mieszkamy raczej na brudnym zadupiu niż w nowoczesnym centrum. Wyprawę do centrum trzeba zacząć od przejścia przez ulicę, a to dość duży wyczyn :) Pieszy w Egipcie jest w głębokiej d... Zero przejść, zero samochodów zwalniających na widok ludzi na ulicy, max łaskawości ze strony nadjeżdżającego kierowcy to klakson. Ale warto ryzykować, żeby dostać się na brzeg Nilu. Bo spacer nocą wzdłuż tej rzeki to rewelacja. Zresztą, nocą wszystko wygląda tu lepiej. Nie widać brudu i wszędobylskich śmieci. Widać za to mnóstwo ludzi, mrugają kolorowe neony i światełka poprzyczepiane do błotników samochodów. Otwarte są sklepy, coffie shopy, restauracje. Można też spotkać brodatego mężczyznę w białej sukience łowiącego ryby w Nilu, albo staruszkę piekącą kukurydzę w niewielkim piecu na środku chodnika. Po zachodzie słońca miasto budzi się do życia.

Być może uda mi się zamienić mikrobiologię na normalne praktyki na pediatrii, ale oznacza to, że do szpitala pójdę dopiero w przyszłym tygodniu. Tutaj załatwienie czegokolwiek trwa bardzo długo. Egipcjanie mają totalnie zwichnięte poczucie czasu. Jeśli Abdalla mówi, że będzie za 30 minut, pytamy zawsze: egipskich czy europejskich? (różnica 2-3 krotna). Nie mówiąc już o sformułowaniu "za 5 minut"- które podobnie jak hiszpańskie "maniana" oznacza dowolną ilość czasu (za chwilę, za pół godziny, za dwie godziny, jutro..)

W tych okolicznościach robimy z Kasią i chłopakami z Rumuni (Piter i Razvan) wycieczkę nad morze. Port Side jest ledwie 1,5 godziny drogi stąd i tam spędzimy jeden dzień, potem skoczymy do Aleksandrii. Po drodze spotkamy się z kumplem Pitera- egipcjaninem, który kilka dni temu wrócił z wymiany na Rumunii. Wiemy czym jedziemy, wiemy gdzie będziemy mieszkać i wiemy kiedy mamy wrócić, żeby zdążyć na wycieczkę do Dahabu. Wystarczy.

Brak komentarzy: