środa, 20 sierpnia 2008

I cóż, ja kupuję ten Egipt

Jutro wyjeżdżam z Mansoury. Jeszcze kilka dni w Aleksandrii, jeszcze dwa w Kairze i żegnaj Afryko. Nie pora na podsumowania, ale w głowie coraz pewniej krystalizuje mi się myśl, że to przecież najlepsze wakacje, jakie kiedykolwiek.

Pomimo, że na słońce reaguję już wyłącznie melancholią, pomimo że nadal nie przyzwyczaiłam się do przesłodzonego sprite'a i pepsi i nadal muszę wytrwale tłumaczyć zaczepiającym mnie arabom, że mam w Polsce męża, co jest przecież trochę żałosne, bo nawet oni w to nie wierzą.

Mam niewątpliwy sentyment do Mansoury- do tego prowincjonalnego miasteczka- zaśmieconego, ale pełnego cudów i rozmaitości. Być może tylko tu można spotkać mężczyznę jadącego rowerem z drzwiami na głowie. Na drzwiach wiezie poukładane libańskie chleby. Tylko tu, przez mały prostokąt wycięty w strażniczej budce do każdego przechodnia mierzy się z karabinu. Lufą na wysokości głowy. Ale to tylko praca. Tu tak łatwo o pracę. Bo zawsze można być sprzedawcą chusteczek higienicznych (co 100 metrów nowy sprzedawca chusteczek). Można też sprzedawać plastikowe, zielone dzbanki. Mijam tego sprzedawcę niemal codziennie. Siedzi po turecku pod szpitalnym murem, oparty o niego plecami. Między sprzedawcą chusteczek- wariatem, a sprzedawcą ołówków. Zawsze ma przed sobą dokładnie trzy zielone dzbanki. Jest brudny i wpatrzony w przeciwległa stronę ulicy. Osobiście wolę takich posępnych sprzedawców, od tych nachalnych kobiet, które łapią mnie za rękę i pokrzykują po arabsku. Możliwości mnożą się tu same: handel kwiatami jaśminu nawleczonymi na nitkę, albo melonami na ruchomym straganie (osiołek z wozem), zaparkowanym codziennie w innym miejscu. Zdecydowanie najciekawszą alternatywą jest jednak zawód "nie chcę za to żadnych pieniędzy" (w domyśle: i tak wiem, że mi w końcu zapłacisz). I cóż, ja kupuję ten Egipt, właśnie takim. "Welcome to Mansoura"- po trzech tygodniach brzmi jak mantra.

W szpitalu coraz wyraźniej widzę afrykańską rzeczywistość i nowe kontrasty. W tym szpitalu, w dziecięcej poradni endokrynologicznej przyjmuje się jednocześnie trzech pacjentów (plus rodzice) w jednym, niewielkim pokoju (3x6 metrów), kiedy znajduje się tam od 6 do 10 osób personelu (plus 4 praktykantów). Badanie pacjentów, wypełnianie dokumentacji i tłumaczenie z arabskiego na angielski na nasz użytek. Jest głośno, jest zamieszanie i harmider. Intymność pacjenta? Wolne żarty. A przecież pomiar długości penisa (porównanie wieku ze stopniem rozwoju genitaliów) dla 9 letniego chłopca w obecności tylu osób musiało być traumatyczne. W tym samym szpitalu wykonuje się operację przeszczepu wątroby niemal co tydzień. Operację trudną, skomplikowaną- po prostu wyższa liga (we Wrocławiu na przykład nie wykonuje się tego rodzaju przeszczepów). Nie wiem tylko jaką mają skuteczność. Przed szpitalem znajduje się jedyny w Mansourze trawnik. To najlepszy szpital w Egipcie.

Brak komentarzy: